poniedziałek, 5 września 2016

Muzyka z rezydencji duchów (Fire Flower, „Welcome”)

Dziś będzie o płycie kolejnego zespołu z kieleckiej Bazy Zbożowej. Dość niedawno omawiałem dokonania m.in. Strefy Ciszy i Roka Feler. Przyszedł czas na debiutancką produkcję grupy Fire Flower „Welcome”.

Przy okazji wydanej w ubiegłym roku płyty warto tylko wspomnieć o ciekawym fenomenie (nie tylko muzycznym) jakim jest Baza Zbożowa. W opuszczonych garażach milicyjnych, pięć minut od galerii „Echo” gra ponad trzydzieści zespołów i – o ile dobrze liczę – już siedem ma za sobą wydanego longplaya.

Trzymając w dłoni CD Fire Flower powracamy do wątku, który już kilka razy poruszałem w swoich recenzjach. Oto kolejna produkcja wydana z pominięciem dużych wytwórni. Można napisać: chcesz mieć płytę? Wydaj się sam. Kielecka formacja po zdobyciu trzech „Muzycznych Scyzoryków” i bardzo częstych supportach przed znanymi wykonawcami nie już chciała czekać.

Drążę temat wydawnictw, bo „Welcome” ma bardzo ładną szatę graficzną, profesjonalne pudełko itd. Kosztuje tylko 10 zł, zaś płyta innego debiutanta tłoczona przez wielką wytwórnię prawie 40 zł. Co ciekawe, na początku maja, jeden z dyrektorów takiego koncernu powiedział, że na sprzedaży egzemplarza zarabiają 15 (!) groszy. Różnicę pozostawiam do namysłu czytelnikom. Powróćmy jednak do naszego krążka.

Na okładce (utrzymanej prawie wyłącznie w tonach sepii) widnieje stary, piętrowy dom, do którego idzie mała dziewczynka. To klimat jak z angielskiego horroru. Dlaczego? Kompozycjom powstałej w 2008 r. grupy (Justyna Jaszczyk – wokal, Jakub Bądel, Tomasz Jasiewicz – gitary, Jacek Aniołek – bas, Piotr Mondzik – perkusja) najbliżej do nurtu gotyckiego rocka z elementami metalu.

Recenzenci portali muzycznych wskazywali na inspirację grupami Epica, Nightwish. Mnie natomiast chodzi inne skojarzenie – Cranberries. Tak jak w utworach irlandzkiej formacji przeważają melodyjne, trochę mroczne kompozycje, dobre wykorzystanie gitarowych riffów, mocny głos wokalistki, brak formalnych eksperymentów. Co dalej? Trzeba tylko zaczekać jakiego ducha spotka dziewczynka wewnątrz opuszczonego domu.

Paweł Chmielewski

(recenzja - miesięcznik "Teraz" nr 114)

Fire Flower, „Welcome”, nakładem zespołu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz