czwartek, 27 października 2016

Czy jesteś Shingą? (Ursula K. Le Guin „Sześć światów Hain”)

Paweł Chmielewski
("Projektor" - 5/2016)
Powinienem zacząć od cytatu: Dawno, dawno temu w odległej galaktyce. Czytelnikom zdezorientowanym i zagubionym w uniwersum świata Ursuli K. Le Guin, znajomość sagi George’a Lucasa pozwoli odnaleźć drogę w gęstym lesie. Pokaże na ile – najprawdopodobniej – nie byłoby najgłośniejszego cyklu SF ostatniego trzydziestolecia – „Gwiezdnych wojen”, bez pisarstwa, urodzonej w 1929 r. w Berkeley, autorki „Świata Rocannona”.

Przypomnijmy kilka podstawowych cech kosmosu wykreowanego przez Lucasa – wielość planet, ras i gatunków, oparcie historii na podstawowym konflikcie dobra i zła, wykorzystanie kilku, dość kanonicznych mitów, brak chronologii. Upraszczając – klasyczny, epicki świat Ursuli Le Guin – wygląda dość podobnie, lecz w przeciwieństwie do poszczególnych odcinków „Star Wars”, każda z części jej cyklu, czytana osobno, tworzy wrażenie gry sześciościenną kostką, bez wiedzy ile oczek ukrywa pozostałych pięć, niewidocznych boków.

Zebrane w jednym tomie jako „Sześć światów Hain” („Świat Rocannona”, „Planeta wygnania”, „Miasto złudzeń”, „Lewa ręka ciemności”, „Słowo „las” znaczy „świat”, „Wydziedziczeni”) ułatwiają grę w znaczenia, do której zaprasza nas autorka „Ziemiomorza”, ułożenie puzzli kosmicznej konfederacji Ekumeny. Punktem wyjścia jest mityczny chaos (sama autorka wplata w tkankę narracyjną uwagi o relacji prawdy, mitu i legendy), w którym pogrążone są setki planet. Zasiedlone przez rasę Hain, kiedyś skonfederowane, dziś wrogie. Przez tysiąclecia Liga Wszystkich Światów jednoczy Haińczyków, przywracając im utracone dziedzictwo. Skłócone rasy i planety opanowują stopniowo tajemniczy, „ciemni” (fałszujący myślomowę) telepaci Shinga. Mentalny pojedynek Shingi z Ramarrenem-Falkiem w „Mieście złudzeń” jest zapowiedzią starcia Jedi z Sithami w „Star Wars”. Tych nawiązań i zapożyczeń ze strony Lucasa jest znacznie więcej. Tyle tylko, że dzieło Le Guin to epos wyższej próby.

Zaczniemy od odysei kosmicznego etnografa Rocannona. Jego wędrówka, ilością napotykanych niebezpieczeństw i odmiennych ras (giganci, skrzydlate hominidy) przywołuje przygody mitycznego władcy Itaki. Oświecenie – symbolizowane przez zdobycie umiejętności telepatii – pozwala mu zjednoczyć mieszkańców Fomalhaut II, nadać wiadomość „ansiblem” i zniszczyć bazę wrogów. Obok motywu walki, wokół którego osnuty jest cały cykl, w „Świecie Rocannona” dominującym jest motyw wędrówki. I powracający wciąż – jako legendarny atrybut – „ansibl”. Dopiero jednak w „Wydziedziczonych” (wydanych jako część szósta, lecz chronologicznie opowiadających, w wielu fragmentach, dzieje najwcześniejsze) dowiadujemy się o jego istocie. To urządzenie pozwalające na międzygalaktyczne podróże i komunikację, konstrukcji genialnego fizyka Szeveka. Ten tom szósty, to zarazem metaforyczne przedstawienie toposu uwięzienia. Główny bohater (Szevek) podróżując między bliźniaczymi i będącymi w stanie permanentnej wojny, planetami Urras i Anarres, poznaje ustrój korporacyjnego kapitalizmu i anarchicznej „swobody”. Każdy z nich jest tylko „więzieniem idei”, a ich mieszkańcy – bo tak to można interpretować – są niby „ślepcy” zamknięci w mitycznej jaskini Platona.

Le Guin pisząc fantastykę tworzy zarazem komentarz do współczesności. „Lewa ręka ciemności” oraz „Słowo <las> znaczy <świat>” mówią o najważniejszych problemach lat 60. i 70. – tożsamości seksualnej, ekologii i metaforycznie o wojnie wietnamskiej (ta druga książka, jak wypatrzyli uważni widzowie, obecna była nawet w „Full Metal Jacket” Kubricka). W „Słowie…” to Ziemianie kolonizują planetę łagodnych „stworzaków”, eksplorując główne jej bogactwo – drewno, a mieszkańców zamieniając w niewolników. Metody konkwistadorów i bunt poddanych przywołują nie tylko naloty na wietnamską dżunglę, ale i holocaust rdzennych Indian.

„Lewa ręka…” zbudowana jest wokół mitu o androgyne (ponownie zaczerpniętego z Platona). Mieszkańcy planety Gethen to hermafrodyty, w trakcie godów (zwanych kemmerem), stający się mężczyzną lub kobietą. Le Guin, uwielbiająca żonglerki gatunkami, wariacje narracyjne i stylizacje językowe, tematem podstawowym mitologii Ekumenu (trzech tysięcy narodów na osiemdziesięciu trzech planetach) uczyniła – bardzo współczesne problemy – strach przed tym co obce i kulturowy relatywizm.