Tajlandia
jawi się wielu ludziom jako turystyczny raj. W tym pięknym kraju, na obrzeżach
Bangkoku znajduje się zajmujący 33 hektary zakład karny Bank Kwang zwany przez
tubylców „Wielkim Tygrysem”, bo jak on pożera ludzi. Do tego ponurego miejsca
trafił kielczanin Michał Pauli (rocznik 1972), absolwent „plastyka”, student
łódzkiej ASP. Swoją tajlandzką „przygodę” opisał w książce „12 x śmierć.
Opowieść z Krainy Uśmiechu”.
Autora
od zawsze fascynowały podróże, mieszkał w Amsterdamie, Berlinie, Barcelonie, w
końcu 2002 r. trafił do Tajlandii. Wszystko zaczęło się od tajskiego
rękodzieła, którego sprzedaż w Polsce miała być sposobem na kłopoty finansowe.
Góra pudełek rosła, a tekowych żab nikt nie chciał kupować. Wtedy znajoma
dziewczyna Pim proponuje: wysyłaj mi po kilkanaście tabletek ecstasy do
Bangkoku. Listów było dwanaście. Po odbiór części pieniędzy w 2004 r.
przyjeżdża Pauli do „Krainy Uśmiechu” (zwyczajowa nazwa Tajlandii) i zostaje
aresztowany. Jak się okazuje Pim współpracowała z policją.
Większość
państw azjatyckich ma bardzo surowe prawo – za sprzedaż i posiadanie narkotyków
karze śmiercią lub w najlepszym wypadku długoletnim więzieniem. Na swojej
drodze Michał Pauli spotka skazanych Holendrów, Włochów, Australijczyków, kilku
Polaków, którzy z przypadku, naiwności, głupoty, chciwości myśleli, że to
właśnie im się uda.
Autor
dokładnie relacjonuje pobyt w areszcie i procedury związane z procesem, na
który można czekać wiele lat. Gdy do niego dojdzie rozprawy toczą się krótko,
dokumenty są wystawiane tylko w języku tajskim, wyrok zapada w zasadzie
zaocznie, a pomoc miejscowych prawników jest iluzoryczna.
Po
skazaniu na dwunastokrotną karę śmierci Michał Pauli trafia do Bank Kwang. Małe
klatki dla kilkunastu, kilkudziesięciu więźniów zakutych cały czas w kajdany.
Mamy krótkie życiorysy paru osadzonych Europejczyków, obrazki ze szpitala,
który jest bardziej kostnicą, a wszystkie choroby leczy się paracetamolem,
karceru, spacerniaka, poranne apele, hymny. Jako białemu jest mu trochę lepiej
niż miejscowym. Za pieniądze otrzymywane z domu może kupić jedzenie czy
możliwość wysłania listu. Najgorszy jest czas. Tu wszystko trwa długo. Rok w
kolejce do dentysty, miesiące w oczekiwaniu na jakiś wniosek. Najlepszy
(literacko) jest rozdział, w którym autor zapada się w sobie, wydaje pogodzony
z losem. Potem nadchodzi cud. Dzięki wstawiennictwu trzech kolejnych polskich
prezydentów Michał Pauli zostaje ułaskawiony przez króla i w grudniu 2009 r.
wraca do kraju.
Ta
książka to przede wszystkim ostrzeżenie. Czytelnik oczekujący dzieła na miarę
brutalnego „Midnight Express” Billy’ego Hayesa (zekranizowanej przez Alana
Parkera), który trafił do tureckiego więzienia za przemyt haszyszu, pewnie się
zawiedzie. Próby porównań z „Innym światem” Herlinga czy więzienną prozą
Stasiuka też spełzną na niczym. W „12 x śmierć” nie chodzi o walor literacki,
ale o dokument.
Paweł Chmielewski
(recenzja - miesięcznik "Teraz" nr 87)
Michał
Pauli, "12 x śmierć. Opowieść z Krainy Uśmiechu", s. 238, Ar Test, Kielce
2011.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz