środa, 16 września 2015

Mityczny świat prowincji (Sławomir Rogowski "Zima stulecia")



 Literatura karmi się mitem, nie jest nigdy wiernym odwzorowaniem rzeczywistości, to już zadanie historii. Pisarz filtrować musi świat otaczający poprzez sito własnej wyobraźni i wciąż stwarzać nową realność, niby podobną do prawdziwej, a jednak inną; nawet pełni wiary w siłę mimesis starożytni Grecy uwielbiali mieszaninę fantazji z półprawdą, której nigdy nie śmieli  nazwać kłamstwem.    
„Zimy stulecia” Sławomira Rogowskiego nie można czytać jako apoteozy, czy kroniki lat minionych, to tyleż wspomnienie, co autofikcja, kreacja świata, który odchodzi w otchłań zapomnienia i śladów jego poszukiwać będziemy niedługo tylko i właśnie z książką autora. To pisarstwo świadomie prowincjonalne, lecz próby najwyższej, prowincjonalne jak Bohumil Hrabal z „Takiej pięknej żałoby”, którego stylistyczne tropy odnajdujemy w wielu opowiadaniach cyklu.  Urodziłem się w moim mieście jako dziecko odwilży. Na południe od Warszawy, na północ od Krakowa, gdzieś między Jasną Górą, a Bieszczadami, w zakątku zapomnianym przez szczęście, dobrobyt i ostatnio literaturę, skąd wszyscy uciekają, z tej przeklętej i nudnej prowincji, która stać się może zarówno  przekleństwem jak i  natchnieniem. Najlepsze dzieła o naszym regionie wychodziły spod pióra „emigrantów”, ten swoisty klimat warszawskich opowiadań Żeromskiego i neapolitańskich Herlinga wyśledzić można na kartach debiutanckiego tomu gdańszczanina z wyboru Sławomira Rogowskiego. Z zazdrością i żalem odczytywaliśmy cudowną i tajemniczą przestrzeń Warszawy, Krakowa, Łodzi, o Gdańsku i Wrocławiu nie wspominając, i oto z nostalgicznej, sennej, zabawnej prozy „Zimy stulecia” wyłania się kolejna przestrzeń mityczna – Kielce. Ten rodzimy, hrabalowski opis przywołał skojarzenia z „Portugalią” Zoltana Egressy, podobne twarze, miejsca i przedmioty, gdzieś zawieszone poza czasem.
Świat bohaterów „Armstronga”, czy „Sióstr Sztolf” jest świadomie apolityczny, jeśli „duch historii” wkracza w życie postaci, to nie udrapowany w konradowski płaszcz kombatanctwa, lecz groteskowe przygody pewnego wytwórcy gazowanej oranżady („Etykieta zastępcza” – prywatnie uznaję za najlepszy utwór zbioru) lub humorystyczne uwagi wymieniane przez sędziego Holę z restauratorem Łapką. 
Tom uzupełniają, pisane w stylu wczesnych opowiadań Głowackiego „Gołoborze” szkic do zbiorowego portretu rówieśników autora i symboliczny obrazek „Ostatnie golenie” w nastroju bliskim magicznemu realizmowi prozy polskiej przełomu lat 60 – tych i 70 - tych. Czy wraz z tomem ośmiu opowiadań przeżyjemy renesans regionalnej literatury. Nie wyrokuję, lecz czytałem, bez zniecierpliwienia i niesmaku, który często towarzyszy lekturze współczesnej prozy.
Paweł Chmielewski
(recenzja - miesięcznik "Teraz" nr 5)
Sławomir Rogowski, "Zima stulecia", s. 100Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2004.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz