Dawno, dawno temu – z mojej perspektywy – gdy telewizja
publiczna była mniej cyniczna, zaproponowano widzom cykl „Sto filmów na
stulecie kina”. Pamiętam dwie piękne, surowe w swej poezji zimowe sceny,
kończące „Ukrzyżowanych kochanków” i „Piętno śmierci”. Obrazy Mizoguchiego i
Kurosawy wraz z dziełami Ozu i Kobayashiego to było kilkanaście filmów z całej
setki. Chyba tylko Chaplin przebijał (ilością) Japończyków.
„Mistrzowie kina japońskiego” Krzysztofa Loski to
książka dla wielbicieli tamtego cyklu, dla zarażonych „japońszczyzną filmową”,
którym proponuje się klasyki z Kraju Kwitnącej Wiśni w oficjalnym obiegu TV w
dawce aptekarskiej. Autor omawia twórczość – poza dwoma wymienionymi na
początku – reżyserów tej miary: Heinosuke Gosho, Yasujirō Ozu, Mikio Naruse,
Keisuke Kinoshita, Masaki Kobayashi i Nagisa Ōshima. W kolejnym tomie zapowiada
umieścić m.in. sylwetkę Kona Ichikawy („Harfa birmańska”).
Filmoznawca każdemu z mistrzów poświęca kilkadziesiąt
stron i o ile w przypadku Kurosawy przytacza fakty i omówienia dzieł dość
dobrze znanych – więc w przypadku reżysera „Tronu we krwi” – to jakby skrócone
kompendium wiedzy, o tyle w rozdziałach o artystach trochę mniej znanych, jak
chociażby Gosho czy Naruse znajdujemy informacje o charakterze niszowym. Sam
Loska zaznacza, że dostęp do filmografii przedwojennej (zwłaszcza niemej) jest
praktycznie niemożliwy z powodu zniszczenia wszystkich kopii. Stąd opis
wczesnej twórczości Mizoguchiego czy Ozu wraz ze streszczeniem ich obrazów jest
– chociażby dla studentów filmoznawstwa – niezwykle cenny. Kilka z tych dzieł
zostało wprawdzie umieszczonych w pierwszym tomie „Kina wehikułu magicznego”
Garbicza i Klinowskiego, lecz tu odnajdziemy o wiele obszerniejszą panoramę
początków japońskiej kinematografii.
Publikacja Universitasu ukazuje rozwój filmu na tle
historycznym – tu oczywiście lata międzywojenne, propaganda i nacjonalizm lat
40., amerykańska okupacja i „złoty wiek” lat 50. (powódź nagród na europejskich
festiwalach) – oraz przemian społecznych, które na przestrzeni dwudziestu lat
odmieniły Japonię (kryzys i pesymizm powojenny, rewolta młodzieżowa i lewicowa
w szóstej dekadzie ubiegłego wieku).
Czytając streszczenia dostrzegamy, iż kino japońskie
to mikrokosmos skrzywdzonych i poniżonych, z kinem polskim dzieli je poetyckość
obrazu (poza nielicznymi wyjątkami) i niezrozumiały dla innych ethos
straceńczego bohaterstwa. Wspólnym mianownikiem dla Japończyków jest temat
samurajski, który pojawił się w dziełach każdego z twórców, najczęściej jako
komentarz do współczesności. Loska pokazuje „wielką ósemkę”, punktując
najważniejsze cechy indywidualne ich dzieła. U Kurosawy to kontekst literacki
wielkiej klasyki, Ōshimy – obyczajowe tabu, Naruse – punkt widzenia i społeczna
kondycja kobiety, Kobayashiego – opór wobec społecznych struktur. Zestaw
artystów, którzy zbudowali wyjątkową konstelację na mapie kina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz