W Scebzesynie hzonsc bzmi w tcinie – Papcio Chmiel poci się, męczy go mara
senna, a to dopiero pierwsze z zarządzeń minister wszechnauk i bezeceństw Pani
Hopsasa z Republiki Trapezfiku (oczywiście Afryka Środkowa), w sprawie
uproszczenia pisowni polskiej. Po jednym z następnych dekretów, bezradny Tytus
de Zoo staje przed drogowskazem i czyta: Varsava, vte i ve vte 100 km.
58-letni (pierwsze odcinki „Tytusa, Romka
i A’Tomka” ukazały się w 1957 r. w „Świecie Młodych”), prawie uczłowieczony
szympans – bohater chyba najdłużej na świecie rysowanego przez jednego autora
komiksu – powinien wreszcie nauczyć się czytać i pisać. Chwila jest idealna, bo
w Trapezfiku nie tylko głowa państwa ma kłopoty z ortografią, ale w ramach
uszczęśliwiania, każdy (-a) z małych obywateli otrzymał darmowy elementarz. Ala
już nie ma w nim kota, bo kot nie tyle jest passe, co kot nie jest „frutti” (albo
„dżusi”) – przepraszam trochę jestem nie na czasie. Zresztą – w absurdalnym
świecie elementarza papciowego, kot pozostał, ale kot nowoczesny już nie
miauczy, on „meowczy”.
Płynna, swobodna narracja i nie tylko
język ezopowy, ale ezopowy rysunek – taki jest Tytus coraz bliższy wieku
emerytalnego (chciałbym o tym poczytać!). Komiksy Chmielewskiego (Papcia
Chmiela) to zawsze był wariacki surrealizm. Pojazdy wielbiciela białych myszek
– profesora T’Alenta, szaleńcze podróże – to był surrealizm wykoncypowany.
„Elemelementarz” też jest szalony, lecz w tym szaleństwie jest metoda,
inteligencja i humor, których oficjalnemu podręcznikowi zabrakło.
Każdy z komiksów o Tytusie i
uczłowieczających go harcerzach (nie ma co daleko szukać konotacji to Pat i
Patachon) bywał autoironiczny i edukował. „Elemelementarz” uczy przede
wszystkim – nie tylko ortografii (wykorzystując podstawową wiedzę o rysunku i
barwie), ale odbywamy również krótką podróż do Starożytnego Rzymu, żeby odkryć
historię alfabetu, by na koniec, przez kilkanaście stron, poznawać podstawy
kaligrafii. Charakterystyczne dla autora przenikanie płaszczyzn historycznych –
prawie jak równoległych światów w najlepszej SF – pozwala wystąpić w komiksie
Batoremu, Kochanowskiemu, średniowiecznym bakałarzom, przedwojennym uczniom z
II b.
Od strony plastycznej nowy album Papcia Chmiela to
po prostu malarstwo, czyste, barwne plamy, niezmienne od lat. Elementarz nie
jest oczywiście dla szkół. Tytusa nie da się w nich
czytać, bo ten rodzaj radosnej wolności, nie wygląda, żeby był zbyt potrzebny.
Na pewno nie w nadmiarze. Taki zdrowy anarchizm dla wąskiej grupy. W każdym
Domu Wesołych Nieudaczników.
Paweł Chmielewski
(recenzja "Projektor" 4/2015)
Papcio Chmiel (Henryk Jerzy Chmielewski),
„Elemelementarz”, s. 48, Prószyński i S-ka – Wydawnictwo Komiksowe, Warszawa
2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz