środa, 14 października 2015

Czarne i czerwone ("Gracz" według Fiodora Dostojewskiego, reż. Stanisław Miedziewski, Teatr Ecce Homo)


Fot. Wojciech Habdas
Zanim sięgnąłem po Dostojewskiego był film Claude’a Autanta-Lara i fotos w jednym z roczników „Dookoła świata” – Gerard Philipe, bardziej podobny do Mefistofelesa z dramatu Goethego, rzucał złote monety w kierunku widza. „Gracza”, potem „Biesy”, „Idiotę”, „Młodzika” zacząłem czytać trochę później.
Dla reżysera i autora scenariusza Stanisława Miedziewskiego (ze słupskiego Teatru „Rondo”) to druga - po „Don Juanie” - realizacja dla Ecce Homo. Scenarzysta przekształcił powieść w monodram, a w głównej roli obsadził aktora charakterystycznego - Michała Pustułę.
„Gracz” powstał w ciekawym dla Dostojewskiego momencie. Przez dziesięć lat odsunięty od oficjalnego życia literackiego pisarz (efekt dość kuriozalnego procesu pietraszewców, sfingowanej egzekucji, których echa odnajdziemy w monologach księcia Myszkina, pobytu na zesłaniu i przymusowego osiedlenia na prowincji) jest tuż po sukcesie „Zbrodni i kary”. Z młodą (trzecią) żoną Anną Snitkin opuszcza Rosję na prawie cztery lata. Z Hamburga, przez Baden do Karlsbadu. Od kasyna do kasyna. Czarne i czerwone, zgrywa się, traci zaliczki od wydawców, pieniądze przesyłane przez rodzinę i przyjaciół. Zastawia obrączki, futra, suknie, srebrne łyżeczki, ucieka z hoteli nie płacąc rachunków. Z drugiego piekła (pierwszym była katorga), którego dokładny zapis odnajdujemy w pamiętniku Anny wyłania się „Gracz” (1866), najbardziej obok „Wspomnień z domu umarłych”, autobiograficzny utwór rosyjskiego pisarza.
Miedziewski stanął przed dużym wyzwaniem. Jak ukazać na scenie tak rozbudowany utwór, pełen szalonych monologów głównego bohatera Aleksego Iwanowicza i dialogów innych postaci? Jak ukazać demona ruletki? Zastosował bardzo inteligentny zabieg - wypreparował z „Gracza” trwający na scenie niespełna pięćdziesiąt minut tekst, odrzucił wszystkie poboczne wątki związane z podróżami bohatera (m.in. epizod pobytu w Paryżu, więzienie) i skoncentrował się tylko na kilku dniach Iwanowicza oraz rodziny generała-bankruta w fikcyjnym Ruletenburgu.
Michał Pustuła odgrywa tu wszystkie role: zgarbionego i oślizgłego generała, jego dumnej pasierbicy Poliny, komentującego wydarzenia mister Astleya, cynicznej Blanche polującej na bogatych konkurentów, niemieckiego baronostwa... Polifoniczność (wielogłosowość) dzieła Dostojewskiego zyskała bardzo ważny ekwiwalent w spektaklu.
Aktor w ascetycznej scenografii (tylko mała walizka na pustej scenie), ubrany w strój współczesny - jak twierdzi reżyser trzeba pokazać Dostojewskiego na miarę oczekiwań odbiorcy XXI wieku - odpowiednio „zmięty” i zmaltretowany, modulacją głosu i gestami, wyrzucając kolejne słowa, odtwarza atmosferę kasyna i hotelu. Gwoździem, który trzyma przedstawienie – lub jak kto woli strzelbą Czechowa – jest wejście się w rolę babci Antoniny Wasiliewny Tarasiewiczew, siedemdziesięcioletniej matrony, która zamiast godnie umrzeć i zostawić majątek generałowi zgrywa się w kasynie. Czerwone, czarne, czarne, zero, czerwone. W „Graczu” nie ma zwycięzców, a zabieg zastosowany przez Miedziewskiego ukazuje nie tylko jak ruletka manipuluje ludźmi, ale jak oni manipulują sobą nawzajem. Gra się nie tylko przy zielonym stoliku, ale na spacerze, w pokoju hotelowym, w intymnym wyznaniu. To inny, ciekawy wymiar tekstu, często pomijany - zwłaszcza w filmowych interpretacjach - utworu Dostojewskiego.
Paweł Chmielewski 
(recenzja - miesięcznik "Teraz" nr 82)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz