Pewnego razu, dawno, dawno temu, w niewielkiej chatce
Bilbo Bagginsa zjawia się Thorin II Dębowa Tarcza, dwunastu krasnoludów i
czarodziej Gandalf. Razem z – cokolwiek zaskoczonym hobbitem – piętnaście
postaci. Wyruszają odbić górę Erebor i pokonać smoka Smauga. Dlaczego smoka?
Dlaczego piętnastu?
Wszystko zaczęło się w latach 30. ubiegłego wieku,
podczas wykładów z lingwistyki staroangielskiej na Oxfordzie. Profesor John
Ronald Reuel Tolkien dokonał roboczego przekładu średniowiecznego poematu
„Beowulf” i opatrzył go rozbudowanym komentarzem objaśniającym konteksty
językowe, literackie, historyczne i mitologiczne tekstu. Jeden z najstarszych
zabytków angielskiego piśmiennictwa, liczący 3182 wersy, spisany (z podań
ustnych) ok. 700 roku. Ocalała kopia rękopiśmienna datowana jest na koniec X w.
Notatki z wykładów Tolkiena, przekład „Beowulfa” oraz „Sellic Spell”
(prozatorską, apokryficzną – sięgającą do równoległej tradycji ludowej –
wersję) zredagował i wydał w 2014 r. syn pisarza, Christopher.
Staroangielski poemat, pisany wysmakowanym językiem,
być może hermetyczny dla współczesnego odbiorcy, wraz z erudycyjnym komentarzem
Tolkiena, ukazuje nie tylko osmozę kultury średniowiecznej (chrześcijańskiej,
celtyckiej, nordyckiej), wspólne mitologiczne toposy, ale pozwala rozpoznać
wątki, artefakty (tak istotne dla każdej opowieści baśniowej) i postaci, które
tworzą tkankę „Hobbita” i „Władcy pierścieni”.
W warstwie narracyjnej to opowieść o herosie
(tytułowym Beowulfie), który przybywa na – pustoszony przez Grendela – dwór
duńskiego króla Hrothgara, zabija potwora, jego matkę, toczy zwycięskie bitwy,
zasiada na tronie Gaetów, po pięćdziesięciu latach rządów ginie w pojedynku
(zwycięskim) ze smokiem. Ciekawszy jest kontekst. Tolkien analizuje postać
Grendela w odniesieniu do starotestamentowych wizerunków złego, nordyckich
podań, językowe i stylistyczne wpływy saksońsko-skandynawskie – a przy okazji
epicko-homeryckie prawie – są aż nadto widoczne. „Beowulf” (w translacji autora
„Silmarillion”) zaczyna się słowami: Wej! Słyszeliście o chwale dawnych
królów, władców Duńczyków z Włóczniami, i jak książęta owi czynili czyny
męstwa. Inwokacja do „Wieszczby Wolwy” ze staroislandzkiej „Eddy
poetyckiej” brzmi: Słów mych słuchajcie, potomkowie święci. Lecz skąd
tych piętnastu w drużynie Thorina?
Wczytajmy się w przekład i komentarze Tolkiena. Idźmy
po śladach. Zaczynamy opowieścią o mężnym Scyldzie (tłumaczonym jako „tarcza”).
Już wiemy skąd przydomek Thorina. Kwitnący i upadający dwór Hrothgara – Heorot,
to zarazem odbicie arturiańskiego Camelotu, ale i wizja tolkienowskiego
Ereboru, Gondoru, wszystkim schyłkowych królestw jego epiki. Beowulf wyprawia
się na Grendela z piętnastoma towarzyszami. Unferth (doradca Hrothgara) –
zazdrosny, podstępny, zostaje przetrawestowany w postać Grimy (Gadziego
Języka), sprawcy upadku króla Rohanu – Theodena we „Władcy pierścieni”. Smok
leżący na skarbie budzi się, gdy niewolnik („obcy”/„wykluczony”) kradnie
puchar, zaczyna pustoszyć królestwo Beowulfa – figura jak z „Hobbita” – Smaug.
Symbolicznym artefaktem, zniszczonym i przekutym jest miecz, w trylogii, to
Narsil Aragorna.
Poemat i zebrane komentarze to wstęp do epickiego
świata Śródziemia, oplecionego wokół mitologii germańskiej, nordyckiej, eddy
Snorriego Sturlusona (islandzki zabytek), „Historii królów Brytanii” Geoffreya
z Monmouth, fundament nurtu fantasy.
„Beowulf”, dzięki Tolkienowi, stał się jednym z
najważniejszych tekstów budujących (poprzez m.in. komiksy Marvela, dziwaczną
animację Zemeckisa z Malkovichem i Hopkinsem, ekranizacje Petera Jacksona)
tkankę symboliczną współczesnej popkultury.
Paweł Chmielewski
(publikacja - magazyn "Projektor" 2/2016)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz