niedziela, 17 lipca 2016

Imiona wolności, imiona śmierci (Magdalena Grzebałkowska, "Beksińscy. Portret podwójny")

Odwiedzających wita zdjęcie odwróconej kobiety, spiętej – jak baleron – szpagatem. To „Gorset sadysty”, jedna z wcześniejszych prac fotograficznych Zdzisława Beksińskiego. Wystawa w studenckim klubie „Wspak” (współorganizowana przez Fundację Beksiński, Muzeum Historyczne i UJK) trwa cztery dni.
W książce Magdaleny Grzebałkowskiej „Beksińscy. Portret podwójny” – która spowodowała renesans zainteresowania i medialny szum w 2014 r. – czytamy dokładny opis powstania zdjęcia. A rejestrów, relacji, cytatów w biografii Zdzisława i Tomasza Beksińskich jest kilka tysięcy. Może wolałbym powieść narracyjną jak Julii Hartwig o Apollinairze, ale to jest reportaż. Autorce chodziło o zebranie skrawków, zapisów (fonograficznych, potem filmowych, które Beksiński ojciec sporządzał przez kilkadziesiąt lat), rozmów. Ten podwójny portret do doskonały scenariusz (komentarz z offu już jest gotowy) na film dokumentalny. Powieść jeszcze zaczeka.
Zaczyna się opowieść o Beksińskim we „Wspaku” od fotografii i potem mamy grafikę komputerową. To początek i koniec fascynacji artystycznych znanego malarza. Zaczynał jako członek ZPAF (doceniany) i projektant autobusów (przez władzę niedoceniony). Kręcił filmy, pisał, próbował komponować. Tworzył rzeźby, reliefy, malował, w latach 80. zafascynował się techniką grafiki komputerowej i fotomontażu. Tomasz był wrogiem postępu, nie cierpiał komputerów, przebrany w pelerynę udawał wampira z wiktoriańskiej noweli. Pierwszy macintosh Zdzisława kosztował czterdzieści tysięcy dolarów, tworzył grafiki na tablecie i udostępniał za darmo w sieci. Tomasz odbierał tylko e-maile na jego komputerze.
Cichymi bohaterami, drugim tłem tej opowieści są Matka i żona Zofia i marszand Piotr Dmochowski (dziwaczna to relacja). Tomasz kilka razy próbuje się zabić, Zdzisław nie chce wychodzić z domu, boi się wernisaży. Obaj mają obsesję śmierci. Samobójstwo (1999), zabójstwo (2005), tak kończą się te żywoty równoległe. Reportaż Grzebałkowskiej od początku nas na to przygotowuje. Odpowiedzi nie daje – to reportaż. Czekamy na narrację powieściową o Beksińskich.
Nie przystawali, byli odklejeni – od świata, od konwenansów. Tomasz Beksiński nie cierpi ciepłej coli, deszczu, komputerów, jedzenia w kinie, kościoła katolickiego, lektora K,. papierosów, piercingu, Polsatu, podróżowania, rapu, sąsiadów (hałaśliwych) – tu polecam sięgnąć po książkę i sposób na nich, sportu, spóźniania, telefonów przed dwunastą w południe.
Było też na wystawie zdjęcie – usta rozwarte w potwornym krzyku. Co próbował Zdzisław Beksiński nam powiedzieć?
Paweł Chmielewski
(recenzja - magazyn "Projektor" 2/2016)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz