Odwiedzających wita zdjęcie odwróconej kobiety, spiętej –
jak baleron – szpagatem. To „Gorset sadysty”, jedna z wcześniejszych prac
fotograficznych Zdzisława Beksińskiego. Wystawa w studenckim klubie „Wspak”
(współorganizowana przez Fundację Beksiński, Muzeum Historyczne i UJK) trwa
cztery dni.
W książce Magdaleny Grzebałkowskiej „Beksińscy.
Portret podwójny” – która spowodowała renesans zainteresowania i medialny szum
w 2014 r. – czytamy dokładny opis powstania zdjęcia. A rejestrów, relacji,
cytatów w biografii Zdzisława i Tomasza Beksińskich jest kilka tysięcy. Może
wolałbym powieść narracyjną jak Julii Hartwig o Apollinairze, ale to jest
reportaż. Autorce chodziło o zebranie skrawków, zapisów (fonograficznych, potem
filmowych, które Beksiński ojciec sporządzał przez kilkadziesiąt lat), rozmów.
Ten podwójny portret do doskonały scenariusz (komentarz z offu już jest gotowy)
na film dokumentalny. Powieść jeszcze zaczeka.
Zaczyna się opowieść o Beksińskim we „Wspaku” od
fotografii i potem mamy grafikę komputerową. To początek i koniec fascynacji
artystycznych znanego malarza. Zaczynał jako członek ZPAF (doceniany) i
projektant autobusów (przez władzę niedoceniony). Kręcił filmy, pisał, próbował
komponować. Tworzył rzeźby, reliefy, malował, w latach 80. zafascynował się
techniką grafiki komputerowej i fotomontażu. Tomasz był wrogiem postępu, nie
cierpiał komputerów, przebrany w pelerynę udawał wampira z wiktoriańskiej
noweli. Pierwszy macintosh Zdzisława kosztował czterdzieści tysięcy dolarów,
tworzył grafiki na tablecie i udostępniał za darmo w sieci. Tomasz odbierał
tylko e-maile na jego komputerze.
Cichymi bohaterami, drugim tłem tej opowieści są Matka
i żona Zofia i marszand Piotr Dmochowski (dziwaczna to relacja). Tomasz kilka
razy próbuje się zabić, Zdzisław nie chce wychodzić z domu, boi się wernisaży.
Obaj mają obsesję śmierci. Samobójstwo (1999), zabójstwo (2005), tak kończą się
te żywoty równoległe. Reportaż Grzebałkowskiej od początku nas na to
przygotowuje. Odpowiedzi nie daje – to reportaż. Czekamy na narrację
powieściową o Beksińskich.
Nie przystawali, byli odklejeni – od świata, od
konwenansów. Tomasz Beksiński nie cierpi ciepłej coli, deszczu, komputerów,
jedzenia w kinie, kościoła katolickiego, lektora K,. papierosów, piercingu,
Polsatu, podróżowania, rapu, sąsiadów (hałaśliwych) – tu polecam sięgnąć po
książkę i sposób na nich, sportu, spóźniania, telefonów przed dwunastą w
południe.
Było też na wystawie zdjęcie – usta rozwarte w potwornym krzyku. Co
próbował Zdzisław Beksiński nam powiedzieć?
Paweł Chmielewski
(recenzja - magazyn "Projektor" 2/2016)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz