Paweł Chmielewski
("Projektor" - 3/2017)
Maurice Maeterlinck, belgijski symbolista, laureat Nagrody
Nobla (1911), należy do tych jej zdobywców, którzy kiedyś bardzo popularni,
kształtując nowe nurty, dziś są – jak Christian Mommsen, Carl Spitteler, Rudolf
Eucken – punktami na literackiej mapie historii. Tymczasem za czasów świetności
trudno było sobie wyobrazić teatr repertuarowy w dużym mieście bez „Ślepców”
lub „Wnętrza” na afiszu.
Z dramaturgicznej
świetności Belga pozostał chyba tylko „Błękitny ptak” – trzy polskie premiery w
tym stuleciu (Teatr w Kaliszu, Olsztyński Teatr Lalek i Teatr Lalki i Aktora
„Kubuś” w Kielcach). „Ślepcy” tylko raz, w 2010 r. na deskach Teatru Nowego w
Łodzi. Nie wygrał z czasem jako dramaturg, poeta – pozostający pod wyraźnym
wpływem Mallarmego – też już nie wzbudza zachwytu. Pozostał natomiast
błyskotliwy obserwator natury i eseista. Jego rozprawy o fenomenie owadów
społecznych – „Życie termitów”, „Życie pszczół” i „Życie mrówek” stały się
klasykami literatury, zaskakując nie tylko świeżością obserwacji i sądów, ale
dużą wiedzą przyrodniczą. Do tego samego nurtu należy, wznowiona po wielu
latach „Inteligencja kwiatów” – filozoficzny esej o botanice. Albo jak się
przekonamy – trochę o botanice, ale też o czymś więcej.
Zacznę od ilustracji. To pierwsza zaleta wydania – nie
stara się na siłę być nowoczesne, w epoce – jak to można przeczytać na forach
dla specjalistów – fotek z HDRa z popiąćną ogniskową, jasnym szkłem, w
czterdziestomilionowej matrycy – wyścig z albumami, które są zbiorem
pięknych, lecz bezpłciowych fotografii, nie miałby sensu. Wydawca postawił na
XIX-wieczne i z początku ubiegłego stulecia rysunki. Od razu widzimy ten
niepowtarzalny efekt starych albumów przyrodniczych, gdzie już nie trwa ten
szaleńczy karnawał zdjęć, do których dodatkiem są trzyzdaniowe notki z
Wikipedii. Dzięki temu „Inteligencja kwiatów” to książka pięknie wydana.
Obserwacja roślin – wraz z antropomorfizacją
(zwłaszcza urody storczyków) ich zachowań – prowadzi Maeterlincka ku Platonowi
i jego metaforze jaskini, w której tkwi ludzkość, a cienie na jej ścianach
postrzega jako rzeczywistość, gdy są one ledwie marnymi odbiciami idei. Ten
platoński idealizm autor „Ślepców” uwspółcześnia, przynosząc wprawdzie do groty
światło, poszerzając jej granice, ale nadal twierdząc, że człowiek w swym
zapamiętaniu nie pojmuje, że jest tylko naśladowcą. W architekturze, mechanice,
nawet społecznych zachowaniach, strategii przetrwania wciąż powtarzamy
mechanizmy wypracowane przez naturę tysiące lat temu. Czy człowiek wynalazł
sprężynę? To patent, opracowany przez niezliczoną ilość roślin na drodze
ewolucji. Uważny naukowiec tylko podpatruje kwiaty.
Pod warstwą bezpośrednią eseju Maeterlincka ukryta
zostaje warstwa symboliczna. Antropomorficzne metafory – opisujące nie tylko
inteligencję, ale przede wszystkim strategie przetrwania, spryt, zaloty,
wabienie partnerów (wśród różnopłciowych roślin) i owadów, nieustanną
zmienność, metamorfozy kształtów, kolorów i zapachów – nadają jego traktatowi
wymiar peanu na cześć ziemi, natury, przyrody – pierwiastka żeńskiego.
Kulturowo – jak nie trzeba tego tłumaczyć – kwiat przypisany jest do kobiety.
Kolorystyczny, symboliczny kod – żółcienie, fiolety, czerwienie, biele,
określone gatunki kwiatów – lilie, róże, fiołki – zawsze występowały w sytuacji
bardzo konkretnej, archetypicznie określając stan emocjonalny bohaterki, lub
relację, która łączy go z mężczyzną. Te szekspirowskie splątania emocji i
umysłu odnajdujemy w książce autora „Błękitnego ptaka”, która w wymiarze
symbolizmu literackiego, wciąż przecież durch die Blume sagen – mówi
językiem kwiatów, aluzją, zachwytem nad urodą świata, nad tą, która jest raz
kwiatem polnym by stać się lilią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz