Nowy tom Krzysztofa Jaworskiego „byłem”. Tom układający
się w rolkę filmową. Stworzony z pojedynczych klisz.
Pierwsza: Ja widzę:/ ulicę Planty 7 (miejsce pogromu w
1946),/ szyld restauracji „Czerwona Rzeka” (kuchnia chińska,/ tanio i
smacznie), reklamę firmy Technics/ (z niewymuszonym dostojeństwem/ szybującą
nad dwupiętrowym budynkiem NOT-u).// („Widok z okna”). Obstawiam – dolary
przeciw orzechom jak mawiają Amerykanie w kiepskich filmach – że to górne
piętro kamienicy przy ul. Paderewskiego (dawniej Buczka, dawniej, dawniej
Focha) albo wieżowiec przy Panoramicznej, obok kina Romantica, gdzie miała być
masarnia, teraz jest lumpeks, punkt kredytowy, salon Kolportera. To lokalizacja
bardzo w stylu autora „Drażniących przyjemności”. Chociaż sam mieszka w
odległej sypialni Ślichowice. Mówimy jednak o poetyckiej kreacji widzenia.
To oko cyklonu, „ziemia prywatna” Jaworskiego. Budynek
NOT-u w centrum Kielc, gdzie kiedyś sprzedawano pierwsze w mieście frytki, a
obok były placki z pieczarkami zwane dumnie pizzą (czasem z kiełbasą bez
kartek). Stare-nowe miejsca w rodzinnym mieście poety, gdzie pozostaje prawie
nieznanym. Tu Krzysztof Jaworski jest prywatny, niemedialny.
Klisza druga. „Jesień stulecia”: Błogosławieni, którym
Fredric/ Jameson, myli się z Jenną/ Jameson, w Auschwitz/ przerabiali ludzi na/
masło, a Herbert Grudziński/ przemierzył szlak bojowy/ z Armią Andersena.//
Klisza trzecia. Jaworski pisze sutry. Prywatne. O
„słodkich latach 90.”: Nic nie było wyjebane w kosmos./ Nic nie było
zapisane na pendrivach./ Wszystko było zapisane w gwiazdach.//
Klisza czwarta i piąta. Pan Cogito, Trawestacje. Parodie. Ironia. Scott McKenzie. Nie
załamuj się./ Zawsze myśl pozytywnie.// Ta gałąź wytrzyma/ Tabletki
zadziałają./ Gaz się nie ulotni.// („Myślenie pozytywne”). Czy jeśli
pojadę do San Francisco/ będę miał we włosach kwiat,/ skoro już prawie/ nie mam
włosów?// („Przeczucia”).
Małe obrazy. Znane czytelnikowi „Dusz monet”. Klisze ze
starego dokumentu. Klisze pamięci, przefiltrowane przez popkulturę, ironiczna
obserwacja, świat odchodzący w niepamięć. Mieszanie z plątaniem – bohaterowie
jakby z „Warzywniaka” (tom prozy Jaworskiego z 2009 r.). Coś wiedzą, wszystko
mylą.
Z tomem „byłem” można podróżować po kieleckiej „terra
incognita”, gdzie nieśmiertelny „Bar Planty” oferuje najlepsze nad Silnicą
(lokalna rzeczka) „pershingi”, obok ekskluzywnych apartamentowców. Można, wraz
z podmiotem lirycznym, odtwarzać klisze pamięci. To jednak ledwie preludium.
„byłem” – w części drugiej – staje się poematem, poematem formy rozpoznawalnej,
charakterystycznej dla autora „Do szpiku kości”.
„44 lata 33 miesiące”. Kilkaset wersów, strumień
świadomości, mozaiki – nie zapominajmy, że Jaworski jest wykładowcą akademickim
i znawcą poezji futurystów. Cytaty, zasłyszane dialogi, strawestowana metoda
Białoszewskiego. I komunikaty – zbliżeniowo, zbliżeniowa nie działa. To
klisza ostatnia. Fabuła.
Od ironiczno-nostalgicznych obrazów po montażową mozaikę
teledysku. Przypomina się „Tlen” Iwana Wyrypajewa. I widok z okna na NOT. A
może nie?
Paweł Chmielewski
(recenzja - "Projektor" 5/2014)
Krzysztof Jaworski, „byłem”, Biuro Literackie, Wrocław
2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz