wtorek, 8 marca 2016

Klisze (Krzysztof Jaworski "byłem")

Nowy tom Krzysztofa Jaworskiego „byłem”. Tom układający się w rolkę filmową. Stworzony z pojedynczych klisz.
Pierwsza: Ja widzę:/ ulicę Planty 7 (miejsce pogromu w 1946),/ szyld restauracji „Czerwona Rzeka” (kuchnia chińska,/ tanio i smacznie), reklamę firmy Technics/ (z niewymuszonym dostojeństwem/ szybującą nad dwupiętrowym budynkiem NOT-u).// („Widok z okna”). Obstawiam – dolary przeciw orzechom jak mawiają Amerykanie w kiepskich filmach – że to górne piętro kamienicy przy ul. Paderewskiego (dawniej Buczka, dawniej, dawniej Focha) albo wieżowiec przy Panoramicznej, obok kina Romantica, gdzie miała być masarnia, teraz jest lumpeks, punkt kredytowy, salon Kolportera. To lokalizacja bardzo w stylu autora „Drażniących przyjemności”. Chociaż sam mieszka w odległej sypialni Ślichowice. Mówimy jednak o poetyckiej kreacji widzenia.
To oko cyklonu, „ziemia prywatna” Jaworskiego. Budynek NOT-u w centrum Kielc, gdzie kiedyś sprzedawano pierwsze w mieście frytki, a obok były placki z pieczarkami zwane dumnie pizzą (czasem z kiełbasą bez kartek). Stare-nowe miejsca w rodzinnym mieście poety, gdzie pozostaje prawie nieznanym. Tu Krzysztof Jaworski jest prywatny, niemedialny.
Klisza druga. „Jesień stulecia”: Błogosławieni, którym Fredric/ Jameson, myli się z Jenną/ Jameson, w Auschwitz/ przerabiali ludzi na/ masło, a Herbert Grudziński/ przemierzył szlak bojowy/ z Armią Andersena.//
Klisza trzecia. Jaworski pisze sutry. Prywatne. O „słodkich latach 90.”: Nic nie było wyjebane w kosmos./ Nic nie było zapisane na pendrivach./ Wszystko było zapisane w gwiazdach.//
Klisza czwarta i piąta. Pan Cogito, Trawestacje. Parodie. Ironia. Scott McKenzie. Nie załamuj się./ Zawsze myśl pozytywnie.// Ta gałąź wytrzyma/ Tabletki zadziałają./ Gaz się nie ulotni.// („Myślenie pozytywne”). Czy jeśli pojadę do San Francisco/ będę miał we włosach kwiat,/ skoro już prawie/ nie mam włosów?// („Przeczucia”).
Małe obrazy. Znane czytelnikowi „Dusz monet”. Klisze ze starego dokumentu. Klisze pamięci, przefiltrowane przez popkulturę, ironiczna obserwacja, świat odchodzący w niepamięć. Mieszanie z plątaniem – bohaterowie jakby z „Warzywniaka” (tom prozy Jaworskiego z 2009 r.). Coś wiedzą, wszystko mylą.
Z tomem „byłem” można podróżować po kieleckiej „terra incognita”, gdzie nieśmiertelny „Bar Planty” oferuje najlepsze nad Silnicą (lokalna rzeczka) „pershingi”, obok ekskluzywnych apartamentowców. Można, wraz z podmiotem lirycznym, odtwarzać klisze pamięci. To jednak ledwie preludium. „byłem” – w części drugiej – staje się poematem, poematem formy rozpoznawalnej, charakterystycznej dla autora „Do szpiku kości”.
„44 lata 33 miesiące”. Kilkaset wersów, strumień świadomości, mozaiki – nie zapominajmy, że Jaworski jest wykładowcą akademickim i znawcą poezji futurystów. Cytaty, zasłyszane dialogi, strawestowana metoda Białoszewskiego. I komunikaty – zbliżeniowo, zbliżeniowa nie działa. To klisza ostatnia. Fabuła.
Od ironiczno-nostalgicznych obrazów po montażową mozaikę teledysku. Przypomina się „Tlen” Iwana Wyrypajewa. I widok z okna na NOT. A może nie?
Paweł Chmielewski
(recenzja - "Projektor" 5/2014)
Krzysztof Jaworski, „byłem”, Biuro Literackie, Wrocław 2014.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz