środa, 9 listopada 2016

Lustro (XII Przegląd Teatrów Alternatywnych)

Paweł Chmielewski
("Teraz" - 12/2012)
"Sukkuba". Fot. Wojciech Habdas
Tożsamość, jej poszukiwanie, odwieczne pytanie o to kim jesteśmy towarzyszyło prawie każdemu spektaklowi XII Przeglądu Teatrów Alternatywnych zorganizowanego przez Stowarzyszenie Ecce Homo w Bazie Zbożowej w Kielcach.
Przez trzy dni publiczność, drugi aktor, tekst dramatyczny były tu tylko lustrem, w którym przeglądał się bohater, dostrzegając ułudę, skrzywiony obraz, utracone marzenia lub bezwolnie poddając się ideologii. Tak było w „Zapiskach oficera Armii Czerwonej”, monodramie Mariusza Tarnożka w reżyserii Daniela Jacewicza. Z pierwowzoru Sergiusza Piaseckiego, który jest straszliwą, kąśliwą satyrą Jacewicz wypreparował precyzyjnie tylko te fragmenty, które mówią o miotającym się między podziwem dla Stalina, poparciem dla Hitlera, strachem i głodem poruczniku Zubowie. Stworzył człowieka-marionetkę, produkt ideologii XX w. Tarnożek raz był komiczny, za moment tkliwy, po chwili przeistaczał się w potwora. Zredukowanego do podstawowych, zwierzęcych odruchów.
W drugim człowieku jak w lustrze próbują się przejrzeć bohaterowie „Kolacji na cztery ręce” Teatru Mamro z Warszawy wyreżyserowanej przez Grzegorza Reszkę. To dramat Paula Barza o hipotetycznym spotkaniu Jana Sebastiana Bacha z Jerzym Fryderykiem Haendlem. Artyści zazdroszczą sobie wzajemnie czy to talentu, czy finansowego sukcesu. Dopiero w zderzeniu z drugim kompozytorem dostrzegają własny geniusz i swą ułomność.
Przegląd był swoistym festiwalem Stanisława Miedziewskiego, który zrealizował cztery sztuki: „Barbarzyńcy przyszli” Ecce Homo (rec. „Teraz” 9/2012), „Uśmiech Dostojewskiego” według „Lolity” Vladimira Nabokowa z Grzegorzem Szlangą (Chojnice) w roli opanowanego obsesją, tragicznie zakochanego w dwunastolatce Humberta Humberta, „Teatralność” w wykonaniu Mateusza Nowaka z Lublina – opowieść o kulisach teatru, monodram pełen metamorfoz, w którym aktor rozegrał nie tylko autotematyzm opowieści, lecz wciąż przeistaczał się z mężczyzny w kobietę i „Matkę Mejrę i jej dzieci” w interpretacji Caryl Swift, aktorki walijskiej (Teatr Rondo ze Słupska). To wstrząsająca opowieść według reportaży Wojciecha Tochmana i Ryszarda Bilskiego na kanwie losów Ewy Klonowskiej badającej szczątki ofiar masowych zbrodni w Bośni, której towarzyszy tytułowa Mejra, muzułmanka poszukująca grobów córki i syna.
„Sukkuba” w reżyserii Marcina Bortkiewicza to adaptacja „Solaris” Stanisława Lema. Jedna z najbardziej pojemnych znaczeniowo, wymykających się interpretacji – obok „Ulissesa” Joyce’a, trylogii Franza Kafki czy powieści Becketta – książek XX w. kusi i wymusza na scenarzyście wybór jednego z wątków. „Solaris” można zaadaptować w duchu filozoficznego mistycyzmu jak zrobił to Andriej Tarkowski lub wyeksponować wątki bez mała freudowskie z dodatkiem nieobecnych w pierwowzorze retrospekcji – to z kolei wersja Stevena Soderbergha. Za każdym razem będzie to jednak tylko interpretacja, poruszanie się w obrębie jednej lub dwóch płaszczyzn powieściowych.
Bortkiewicz skoncentrował się na wątku egzystencjalnym, relacji Krisa Kelvina (Karol Górski) z nieżyjącą, zjawiającą się pod postacią fantomu, jego żoną Harey (Agata Orłowska). Odrzucił rozbudowaną w powieści warstwę naukową (historia nowej gałęzi nauki zwanej solarystyką), opisy oceanu, dociekania czy Solaris ma naturę boską. Spośród towarzyszy Kelvina pozostawił tylko Snauta (Marek Kantyka). To konsekwencja pominięcia rozważań naukowych i eksperymentów, którymi u Lema zajmuje się Sartorius. Ocean Solaris, zasugerowany leciutkim, pulsującym światłem na ścianie po prostu jest. Bohaterowie orientują się w jego sile sprawczej, ale nic ponadto.
Istotniejsza jest relacja Krisa z Harey. Czy fantom (określany w spektaklu zgodnie z demonologią sukkubem – natura, którego (-ej) podkreśla romantyczna ikonografia, purpurowej sukni Blake’a, powtarzana później w symbolice modernistycznej) to okazja do odkupienia win? Wszak Kelvin obwinia się o jej samobójczą śmierć. Czy to rodzaj tortury umysłu? Ta eschatologia kosmiczna ujawnia się w obecności/ nieobecności Snauta, enigmatycznego, przeżywającego swój dramat obserwatora/ uczestnika obok pary głównych bohaterów.
Nie poznajemy odpowiedzi. Bortkiewicz konstruuje opowieść o powstawaniu i rozpadzie tożsamości. Gdy fantom Harwey zyskuje świadomość swego bytu (?) Kelvin zaczyna wątpić w naturę swej cielesności, w istnienie. Najistotniejszym elementem scenografii jest lustro, które odbija świat, ale i zniekształca. Kris Kelvin zaczyna przypominać Deckarda, zabójcę robotów z powieści Dicka „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?”, który zaczyna podejrzewać, że sam jest maszyną. Stawia – jak bohaterowie większości przedstawień tegorocznego festiwalu – odwieczne pytanie ludzkości: kim jestem?
Tożsamość, najważniejszy z konstruktów opowieści najwybitniejszych twórców SF drugiej połowy XX w. – Lema i Dicka – zyskuje nowy, interesujący teatralny wyraz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz