Paweł Chmielewski
("Projektor" - 2/2017)
2017 rok. Około północy jeden z kanałów kablówki nadaje
film z Anthonym LaPaglią i Martinem Freemanem jako amerykańskimi autorami
telewizyjnej relacji z procesu Adolfa Eichmanna. Jest rok 1961. Świadkowie
oskarżenia opowiadają o zbrodniach „księgowego śmierci”. O latach milczenia,
gdy nikt w Izraelu nie wierzył w relacje ocalonych. O strachu, o
niedowierzaniu, o pogardzie.
1999 rok. Linz. Miasto, w którym spędził dzieciństwo
i uczył się Adolf Hitler. Moja matka przyjechała obejrzeć miejsce śmierci swego
ojca, którego nigdy nie poznała. Z koleżanką, która od dwóch dekad mieszka w
Austrii jadą kilkanaście kilometrów do byłego obozu koncentracyjnego w
Mauthausen-Gusen. Po drodze, rozglądając się nerwowo, koleżanka wciąż szepce
jej do ucha: – Tylko nie mów nic po polsku.
2003 rok. Martin Pollack odwiedza pałac w
Radziejowicach. Pod koniec wojny oddział, którym dowodził jego ojciec
rozstrzelał kilkudziesięciu polskich więźniów. Po wojnie nikt ich nie szukał,
nikt nie mówił o zbiorowej mogile. Dopiero po sześćdziesięciu latach jeden z
mieszkańców zdradza tajemnicę, która zepchnięta w otchłań niepamięci,
paraliżowała przez dekady każdą rodzinę z Radziejowic.
Pollack, eseista, tłumacz polskiej literatury (w tym
Ryszarda Kapuścińskiego), korespondent „Der Spiegel”, autor m.in. „Sprawy
Filipa Halsmana” i „Opowieści o moim ojcu” (Nagroda Angelus 2007) pokazuje
strach, strach powszechny, strach wiecznych uchodźców, który skrywa prawdę o
środkowoeuropejskim tyglu narodów. Ta część kontynentu to w „Topografii
pamięci” miejsce skażone lękiem, lecz nie winowajców przed karą, lecz ich
ofiar. Na okładce widnieje czarno-białe zdjęcie – trójka dzieci przed altaną
pokrytą winoroślą patrzy w obiektyw. Są dumne, schludnie ubrane, uśmiechnięte,
aparat trzyma pewnie ich ojciec (może stryj). Sielska scena, tylko… każde z
dzieci podnosi rękę w geście faszystowskiego pozdrowienia. Po plecach
przechodzą mimowolne ciarki. To jak słynny kadr z piwnego ogródka w „Kabarecie”
Boba Fosse’a. Pollack odnalazł zdjęcie w rodzinnym archiwum, zgaduje, że
powstało gdzieś w Austrii na kilka lat przed wybuchem wojny. „Topografia
pamięci” to nie tylko literacki reportaż o strachu. Jest o wymazywaniu
wspomnień. Wyparciu przeszłości, którą – z precyzją chirurga odsłania autor –
zdziera kolejne warstwy naskórka – rodzinę o nazistowskich korzeniach, rodzinne
miasto, Austrię, która nigdy nie rozliczyła się z wojennych zbrodni, pogromy i
nacjonalizm Wschodniej Europy.
Gdy na ruinach obozu w Gusen austriaccy mieszczanie
budują wille, gdy w Burgenlandzie nikt nie chce wydać zgody na tablicę
upamiętniającą zagładę Romów, Pollack tropi losy swych kolegów: droga, którą
obrał ojciec mojego szkolnego kolegi, wydała mi się przerażająco znajoma.
Studia. Członkostwo w korporacji. Wczesna przynależność do NSDAP. A w Trzeciej
Rzeszy udział w krwawych zbrodniach. Jest w nich coś tchórzliwego i butnego
zarazem. Są jak młody von Trotta z „Marsza Radetzky’ego”.
Jednym ze słów kluczy do tej
reportersko-pamiętnikarskiej relacji jest nie tylko „miejsce” (nasze, kulturowo
związane ze społecznością), ale „obcość”. Obcy jest przeganiany, obcy jest
mordowany. „Obcość” to kategoria podrzędna. Jest również „różnorodność”
(wieloetniczność) z symboliczną topografią Galicji. Ale to już świat umarły.
Wizyta w Polsce, gdy zaczął studiować slawistykę, tuż przed 68 rokiem, to
również ostatni moment na spotkanie polskich Żydów.
„Topografię pamięci” budują celne, mozaikowe obrazy
– szubienice malowane na ścianach synagogi w Przemyślu w latach 90., niemieckie
zdjęcie z początków wojny z opisem „Martwy. Zastrzelony. Polski morderca” na
portalu aukcyjnym, fotograficzne zapiski z I wojny światowej na Bałkanach,
gdzie w otwartych drzwiach stodoły zgodnie powieszono prawosławnego popa i
ortodoksyjnego Żyda. Oto jest Mitteleuropa ze swą spiralą pamięci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz