Paweł Chmielewski
("Projektor" - 5/2016)
Powinienem zacząć od cytatu: Dawno, dawno temu w
odległej galaktyce. Czytelnikom zdezorientowanym i zagubionym w uniwersum
świata Ursuli K. Le Guin, znajomość sagi George’a Lucasa pozwoli odnaleźć drogę
w gęstym lesie. Pokaże na ile – najprawdopodobniej – nie byłoby
najgłośniejszego cyklu SF ostatniego trzydziestolecia – „Gwiezdnych wojen”, bez
pisarstwa, urodzonej w 1929 r. w Berkeley, autorki „Świata Rocannona”.
Przypomnijmy kilka podstawowych cech kosmosu wykreowanego
przez Lucasa – wielość planet, ras i gatunków, oparcie historii na podstawowym
konflikcie dobra i zła, wykorzystanie kilku, dość kanonicznych mitów, brak
chronologii. Upraszczając – klasyczny, epicki świat Ursuli Le Guin – wygląda
dość podobnie, lecz w przeciwieństwie do poszczególnych odcinków „Star Wars”,
każda z części jej cyklu, czytana osobno, tworzy wrażenie gry sześciościenną
kostką, bez wiedzy ile oczek ukrywa pozostałych pięć, niewidocznych boków.
Zebrane w jednym tomie jako „Sześć światów Hain”
(„Świat Rocannona”, „Planeta wygnania”, „Miasto złudzeń”, „Lewa ręka
ciemności”, „Słowo „las” znaczy „świat”, „Wydziedziczeni”) ułatwiają grę w
znaczenia, do której zaprasza nas autorka „Ziemiomorza”, ułożenie puzzli
kosmicznej konfederacji Ekumeny. Punktem wyjścia jest mityczny chaos (sama
autorka wplata w tkankę narracyjną uwagi o relacji prawdy, mitu i legendy), w
którym pogrążone są setki planet. Zasiedlone przez rasę Hain, kiedyś
skonfederowane, dziś wrogie. Przez tysiąclecia Liga Wszystkich Światów jednoczy
Haińczyków, przywracając im utracone dziedzictwo. Skłócone rasy i planety
opanowują stopniowo tajemniczy, „ciemni” (fałszujący myślomowę) telepaci
Shinga. Mentalny pojedynek Shingi z Ramarrenem-Falkiem w „Mieście złudzeń” jest
zapowiedzią starcia Jedi z Sithami w „Star Wars”. Tych nawiązań i zapożyczeń ze
strony Lucasa jest znacznie więcej. Tyle tylko, że dzieło Le Guin to epos
wyższej próby.
Zaczniemy od odysei kosmicznego etnografa Rocannona.
Jego wędrówka, ilością napotykanych niebezpieczeństw i odmiennych ras (giganci,
skrzydlate hominidy) przywołuje przygody mitycznego władcy Itaki. Oświecenie –
symbolizowane przez zdobycie umiejętności telepatii – pozwala mu zjednoczyć
mieszkańców Fomalhaut II, nadać wiadomość „ansiblem” i zniszczyć bazę wrogów.
Obok motywu walki, wokół którego osnuty jest cały cykl, w „Świecie Rocannona”
dominującym jest motyw wędrówki. I powracający wciąż – jako legendarny atrybut
– „ansibl”. Dopiero jednak w „Wydziedziczonych” (wydanych jako część szósta,
lecz chronologicznie opowiadających, w wielu fragmentach, dzieje
najwcześniejsze) dowiadujemy się o jego istocie. To urządzenie pozwalające na
międzygalaktyczne podróże i komunikację, konstrukcji genialnego fizyka Szeveka.
Ten tom szósty, to zarazem metaforyczne przedstawienie toposu uwięzienia.
Główny bohater (Szevek) podróżując między bliźniaczymi i będącymi w stanie
permanentnej wojny, planetami Urras i Anarres, poznaje ustrój korporacyjnego
kapitalizmu i anarchicznej „swobody”. Każdy z nich jest tylko „więzieniem
idei”, a ich mieszkańcy – bo tak to można interpretować – są niby „ślepcy”
zamknięci w mitycznej jaskini Platona.
Le Guin pisząc fantastykę tworzy zarazem komentarz do
współczesności. „Lewa ręka ciemności” oraz „Słowo <las> znaczy
<świat>” mówią o najważniejszych problemach lat 60. i 70. – tożsamości
seksualnej, ekologii i metaforycznie o wojnie wietnamskiej (ta druga książka,
jak wypatrzyli uważni widzowie, obecna była nawet w „Full Metal Jacket”
Kubricka). W „Słowie…” to Ziemianie kolonizują planetę łagodnych „stworzaków”,
eksplorując główne jej bogactwo – drewno, a mieszkańców zamieniając w
niewolników. Metody konkwistadorów i bunt poddanych przywołują nie tylko naloty
na wietnamską dżunglę, ale i holocaust rdzennych Indian.
„Lewa ręka…” zbudowana jest wokół mitu o androgyne
(ponownie zaczerpniętego z Platona). Mieszkańcy planety Gethen to hermafrodyty,
w trakcie godów (zwanych kemmerem), stający się mężczyzną lub kobietą. Le Guin,
uwielbiająca żonglerki gatunkami, wariacje narracyjne i stylizacje językowe,
tematem podstawowym mitologii Ekumenu (trzech tysięcy narodów na
osiemdziesięciu trzech planetach) uczyniła – bardzo współczesne problemy – strach
przed tym co obce i kulturowy relatywizm.