Zacznijmy od tego, że operator pocztowy pobił jeden z
rekordów świata (albo przynajmniej Polski). Z Poznania, przez Jelenią Górę i
Tarnobrzeg, po pięciu miesiącach dotarły do redakcji dwudzieste „Zeszyty
Komiksowe”, a kilka dni później otrzymałem pierwszy numer nowego magazynu
„Komiks i my”.
To bardzo ciekawe, wręcz genialne, bo mam oto dwie strony
komiksowego medalu. Demokracja i wolność słowa są jednak super, jeśli nawet cokolwiek, ktokolwiek i
gdziekolwiek wmawiano by czytelnikom pogląd przeciwny. „Zeszytami Komiksowymi” zajmę
się trochę później i w innym miejscu. Najpierw noworodek czyli „Komiks i my”.
Magazyn pięknie wydany, przede wszystkim czysty,
przemyślany projekt graficzny. Pięciu autorów. To może niewielu jak na magazyn
64-stronicowy, ale zakładam, że tak wyglądają tylko początki i stopniowo,
zarówno rysowników jak i publicystów będzie przybywać. Może tylko troszeczkę
zabrakło mi artykułu albo chociaż przywołania Macieja Parowskiego, bo przecież
tytuł magazynu odwołuje się do jego słynnego eseju z lat 80. Autorem recenzji
jest Sławomir Zajączkowski (zarazem redaktor naczelny „Komiksu i nas” – tak
chyba powinniśmy odmieniać tytuł periodyku), który w dwóch tekstach: „Komiks
frankofoński w służbie Mahometa” i „V jak Vendetta” pokazuje inną, cokolwiek
ciemną stronę opowieści graficznych. Można z autorem się nie zgadzać, ale nie
można mu odmówić pasji polemicznej – czasem być może zbyt ostrej. Za ciekawszy
uznaję tekst o komiksie Alana Moore’a, który proponuje odczytanie albumu jako
nihilistycznego manifestu. Nawet nazwałbym, że trochę w duchu turgieniewowskich "Ojców i dzieci". Lubię takie konfrontacje - z jednej strony recenzja, z drugiej strony chociażby filmowa adaptacja. Domykający numer "blogger" Krzysztofa Wyrzykowskiego - wyjaśniający fenomen Thorgala i jego znaczenie dla całego pokolenia rysowników - mieści się w konwencji luźnych wpisów, choć oczywiście nie ma tego ciężaru gatunkowego wcześniejszej publicystyki.
Komiksy – Grzegorz Weigt kompletnie do mnie nie
przemówił. Być może miałem problem (klasyczne zmęczenie materiału) przy
lekturze ze względu na powód dość prozaiczny – krój czcionki, który jest
najzwyczajniej nieczytelny. Podobały mi się króciutkie „stefanki” (nie mylić z
imieninami Żeromskiego) czyli „Przygody Stefana” Mieczysława Skalimowskiego.
Potem już było coraz lepiej. „Idioci” Krzysztofa Wyrzykowskiego – inteligentna
parafraza „Czarnoksiężnika z krainy Oz”, z zakończeniem zrozumiałym tylko w
kontekście ekranizacji książki. Metafizyczne sf Piotra Promińskiego „Stacja kontroli
dusz” to już ekstraklasa, przede wszystkim graficzna (wycyzelowana czerń i
biel), zaś warstwa językowo-scenariuszowa komiksu wymaga niezłej znajomości
zagadnień teologicznych. Ale to dobrze. W końcu komiks powinien również
zachęcać do myślenia w różnych kategoriach.
I czekam na drugi numer.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz