Fot. Paweł Chmielewski |
„Łagodna” – późne opowiadanie Fiodora Dostojewskiego.
Wyprzedza tylko najdoskonalszy utwór pisarza – „Braci Karamazow”. „Łagodna”
powstała z marzeń Dostojewskiego o gazecie wypełnionej tylko własnymi utworami.
Dwa razy próbował redagować magazyn, dwa razy skończyło się bankructwem i
długami. Dopiero dzięki Ani (Snitkina – trzecia żona), wyznawczyni talentu,
opiekunce, agentowi i najlepszej księgowej, w styczniu 1876 r. zaczyna druk
„Dziennika pisarza”. Zeszyt listopadowy to w całości właśnie „Łagodna”.
Najlepsze, obok „Sioła Stiepanczykowo”, opowiadanie pisarza.
„Łagodna” to odpowiedź na pytanie: dlaczego
Dostojewski jest jednym z największych prozaików w dziejach literatury i
dlaczego jest współczesny. Dostojewskiego można czytać, rozumieć i odczuwać.
Współczesnych mu Turgieniewa, Flauberta już z trudem. Dostojewski tak jak
największy z jego i Szekspira uczniów – Kurosawa, jest artystą skrzywdzonych i
poniżonych. W najlepszej (nie licząc „Gracza”) realizacji dla Teatru Ecce Homo,
reżyser Stanisław Miedziewski pokazał to oblicze „Łagodnej”.
Fot. Paweł Chmielewski |
Spektakl – oparty na scenariuszu Jana Nowickiego –
rozpoczyna scena w foyer, zaimprowizowanej restauracji hotelowej (tą samą
klamrą domknięta zostaje historia), gdzie przy kartach i szampanie oficerowie
wspominają niehonorowy czyn kapitana. Gdy widzimy go w lombardzie, pozbawionego
rangi już wiemy, jaka to diabelska machina kieruje jego losem. Ten żółty płaz
ohydny jak napisałby – o zazdrości – Szekspir. Dostojewski nazywa to inaczej.
Potężny wstyd i poczucie odrzucenia, które są sprężyną działania wszystkich
jego bohaterów.
Fot. Paweł Chmielewski |
Michał Pustuła (kapitan) mamle obiad, garbi się i
powłóczy nogą jak wielki pająk. Skrzywiona, odpychająca gospodyni Łukieria (w
tej roli Agata Orłowska) podaje talerze z niechęcią, obrzydzeniem. Oboje
zagrali wbrew swemu fizycznemu i scenicznemu wizerunkowi, do którego
przyzwyczaili we wcześniejszych spektaklach. Tytułowa „łagodna” (Joanna Rasała)
ma tylko posłużyć jako ekwiwalent. Gra między skrzywdzonym (i pragnącym zemsty,
władzy) kapitanem i poniżoną (lecz nie do końca uległą) młodą żoną, to
psychologiczny majstersztyk Dostojewskiego.
Spektakl Miedziewskiego to także ukłon w stronę
teatralnej tradycji. Okno, którym wyskakuje tytułowa bohaterka jest jak z
adaptacji „Idioty” Andrzeja Wajdy, tiulowa kurtyna oddzielająca widownię od
sceny zawisła u Krystiana Lupy.
Świat Ecce Homo jest odstręczający i dlatego
wiarygodny. Widz wychodzi zniesmaczony, bo tak być powinno. Pięknie ma być u
Disneya, w polskich telenowelach i fantasmagoriach polityków. Świat – w
większości – jest z Dostojewskiego.
Paweł Chmielewski
(recenzja - "Projektor" 1/2014)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz